::::::: rumszas story :::::::


Obiekt

Piotr

Data urodzenia

29 lutego 1984 (też nie mogłem w to uwierzyć, ale to prawda)

Używane ksywki

Rumszas, Koczkodan, Płonąca noga, Mokre gacie

Iloraz inteligencji

86, ale twierdzi że to było dawno i teraz ma więcej

Miejsce Akcji

Warszawa, Jelonki

Data nieznana

Wybrałem się z Rumszasem na wycieczkę rowerową po Warszawie. Jechaliśmy ulicą, nierzadko ocierając się o przejeżdżające obok samochody. Na naszej trasie pojawił się jednak korek. Najrozsądniej byłoby pojechać chodnikiem, biegnącym wzdłuż drogi. Tak też zrobiliśmy. Ponieważ Rumszas jeździ na ogół za mną, co jakiś czas spoglądam czy się nie zgubił. No więc patrzę - nie ma go. Czekam minutę, ciągle go nie ma. A jeszcze 100 metrów wcześniej jechał tuż za mną. Wiedziałem że nie skręcił w bok, gdyż poza chodnikiem po naszej stronie ulicy było tylko szerokie na 100 m pole. No dobra, wrócę się i zobaczę co się stało. Otóż okazało się, że samochód go potrącił. Nie widziałem wypadku na własne oczy, ale z tego co mi powiedział stało się to na owym chodniku. Ciekawostką jest fakt, że jechaliśmy po lewej stronie szosy, zatem wypadek miał charakter czołowy. Nie wiem co takiego robił Rumszas że nie zauważył samochodu jadącego po chodniku prosto na niego, ale z pewnością musiało to być coś bardzo ważnego.

Data nieznana

Rumszas wyciągnął mnie znów na rower. Jeździliśmy sobie dość dynamicznie po ulicach Warszawy. Pojechaliśmy nawet po jeszcze jednego kumpla. Po dwóch, może trzech godzinach ciężkiej jazdy, zmęczeni trudami dnia, postanowiliśmy zatrzymać się na osiedlu owego kumpla. Było tam trochę drzew, ławek, i co najważniejsze - cienia. Były tam też jakieś bachory, sztuk około dwóch, grały se w gałę. Postanowiliśmy se spocząć na ławce w cieniu i pogadać. Gdy Rumszas zszedł z roweru, owe bachory zaczęły się głośno śmiać. Początkowo myślałem że po prostu dobrze się bawią. Ale nie. Po chwili jeden z nich zwrócił dość głośno uwagę (tak że całe osiedle słyszało) na mokrą plamę na tyłku Rumszasa. Rumszas, usłyszawszy to, odwrócił się do nich przodem, ukazując mnie i mojemu kumplowi zapocony zad. Teraz już nie tylko te dwa bachory, ale i ja wraz z mym kumplem zaczęliśmy się zwijać ze śmiechu. Rumszas tylko próbował tłumaczyć się, że to od potu, ale nie pomogło. Bachory zaczęły wykrzykiwać że pęcherz mu nie wytrzymał, że powinien nosić pampersy itp. Trwało to jakiś czas. Rumszas stał zgaszony nie wiedząc co powiedzieć. W końcu dzieciaki sobie poszły a my pojechaliśmy w dalszą drogę.

Dziwi mnie tylko jego postawa. Gdyby to ze mnie nabijały się takie dwa bachory, to nie wiem jeszcze co bym zrobił, ale na pewno nie stałbym czerwieniąc się coraz bardziej. Rumszas miał jeszcze okazję dwa razy spotkać te dzieciaki, które okrzykami typu "O, mokre gacie przyjechał" próbowały wymusić u niego jakąkolwiek reakcję. Niestety bezskutecznie.

Data nieznana

Rumszas, jak często to bywa, przyszedł do mnie pewnego dnia. Gdy tylko go zobaczyłem w drzwiach, spostrzegłem ze ma zabandażowane nogi. Spytałem go co mu się stało. A on na to że się podpalił. Jak? Czyszcząc rower. W tym momencie to myślałem ze się przewrócę ze śmiechu. Ale okazało się to całkiem logiczne samo podpalenie. Czyścił bowiem rower, na balkonie. W domu nie było nikogo poza nim. Wziął do tego trochę nafty (konserwował go czy coś). Trochę mu się tej nafty wylało na nogi. No i pracował tak dalej jakiś czas, aż się zrobiło ciemno. Ponieważ bardzo mu zależało aby skończyć pracę tego samego dnia, poszedł do domu po latarkę. Ale nie znalazł działającej. Wziął zatem świecę. No i ją zapalił. A ponieważ opary nafty są łatwopalne...

Nie wiem tylko jak to ugasił, ale aż strach pomyśleć co by było gdyby wybiegając z balkonu z taką płonącą nogą zahaczył o firankę. Zajęła by się ogniem i pożar gotowy. Bo chyba nie traciłby czasu na gaszenie domu, gdy noga mu płonie : )

Data nieznana

Dwa dni po wypadku z ogniem Rumszas zaszczycił mnie swą wizytą. Trochę gadaliśmy, oglądaliśmy telewizję itp bzdety. Nagle podeszła moja babcia (zagorzała katoliczka, której celem życiowym jest nawrócenie jak największej liczby zbłąkanych owieczek). Rumszas "Dzień dobry", ona "Co ci się Piotruś w nogę stało... to wina szatana... oderwij się od niego, bo Bóg cię nadal tak doświadczać będzie...". Spytałem ją czy przypadkiem nie mówiła tego samego wczoraj, ale chyba nie usłyszała. Kazanie to jednak różniło się trochę od wczorajszego, bo skwintowała je (co jest raczej rzadkością w jej monologach) pytaniem: "Byłeś z tym u lekarza?". No to Rumszas odparł "Lekarz powiedział że nie powinienem zbyt dużo chodzić, to sobie rowerem jeżdżę". By uniemożliwić babci kontynuację procesu chrystianizacji spytałem Rumszasa którego stopnia są te jego poparzenia. A on na to że 360-tego, bo ma je dookoła nogi. Swoją drogą to czego ja od niego oczekuję? Że będzie wiedział iż są tylko 3 stopnie poparzenia i do tego ten pierwszy jest najgorszy? Jego wiedza czasem mnie przeraża.

Data nieznana

Rumszas już od pewnego czasu utrzymuje że posiada internet. Nie jestem nawet pewien czy posiada komputer, bo jedyne co wiem o wnętrzu jego mieszkania to że nie trzyma w nim butów (wystawia je za drzwi by mu w nocy nie śmierdziały - dziwię się tylko że nikt mu jeszcze ich nie schował - a właśnie, dobry pomysł...). Przez jego okna też nic nie widać, gdyż długo ich nie myjąc osiągnął efekt przyciemnianych szyb. Tak więc postanowiłem dowiedzieć się jaki ma adres emailowy (by dowiedzieć się jak to w końcu jest z tym jego internetem i przy okazji zapisać go do kilkunastu firm rozsyłających reklamy). Zaprosiłem go więc do siebie by ową informację uzyskać. No i się dowiedziałem - że emaila nie posiada (nie wiem czy przez ten cały rok rzekomego posiadania internetu nie był sobie w stanie go założyć, czy też założył go, ale nie umie się nim posługiwać i wstyd mu się przyznać). Zaproponowałem mu więc że sam mu jeden założę, ale odmówił uzasadniając swoją decyzję słowami "Nie potrzebuję adresu email. Zresztą po co mi?". Uznałem że lepiej będzie jak nie będę tego komentował.

Data nieznana

Odbyłem z Rumszasem kolejną wycieczkę rowerową. Nie była to jednak zwykła wycieczka. Rumszas wziął klucze do roweru by ustawić sobie w trakcie jazdy siodełko. No to jedziemy jakiś czas, zatrzymujemy się, Rumszas poprawia siodełko i ruszamy dalej. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, i za czwartym chyba okazało się że przekręcił gwint. Skazał się sam na jazdę z opuszczonym siodełkiem. Ale jako że taka sytuacja mu nie odpowiadała, postanowił zajść na stację benzynową i pożyczyć inny klucz (może innym uda się dokręcić śrubę). Pożyczyli mu, ale nadal nic. Spytał więc, czy nie mogliby mu może pożyczyć śruby i ewentualnie nakrętki. Ale nie mieli. Poradzili mu jednak, by spytał w warsztacie naprzeciwko. A tam usłyszał: "Poszukaj sobie w złomie, pewnie coś znajdziesz...". No i znalazł, naprawił i pojechaliśmy dalej.

06.07.2001

Postanowiłem odwiedzić mojego kumpla, obecnie będącego w zarządzie serwisu. Gadaliśmy, buszowaliśmy po sieci, aż tu nagle dzwonek do drzwi. Jako że osobą dzwoniącą okazał się być Rumszas, tośmy go wpuścili. Przyjechał rowerem, starym góralem z wielce komfortowym siodełkiem - szerokim na 25 cm (może to od tego siodełka ma takie szerokie dupsko?). Rower ten przeznaczony jest raczej do takiej sobie jazdy, zdziwiły mnie więc jego obcisłe, kolarskie spodenki. Nie wiem czy założył je po to by zmniejszyć opór wiatru, czy też by nie było widać zapoconej plamy na jego tyłku. A spocił się bardziej niż Janusz z Big Brothera po zrobieniu 400 pompek. Tak więc wszedł, usiadł na kanapie i zaczął przyglądać się temu co to ja z kumplem robimy przy naszym serwisie Sracz.pl. Siedział tak z pół godziny i doszedł do wniosku że nasz serwis to nic w porównaniu z którąkolwiek z 50 wykonanych przez niego stron (utrzymuje że robi strony firmowe na zamówienie i sporo na tym zarabia, czego raczej nie widać po jego ubiorze - swoją drogą to ciekaw jestem od ilu pokoleń są te jego ciuchy przekazywane z ojca na syna). No to spytałem się go, czy pamięta może adres którejś z tych perfekcyjnie wykonanych stron bym i ja mógł ujrzeć dzieło mistrza. Ale odparł że jest ich tak dużo że trudno zapamiętać adres chociaż jednej z nich. No trudno. Inteligencję ma nieprzeciętną i nie można od niego wymagać przeciętnych rzeczy.

11.07.2001

Dziś wyszedłem sobie z kumplem pograć w nogę. Postanowiliśmy też wyciągnąć Rumszasa (ktoś musi stać w bramce, nie?). Ale jego ojciec poinformował nas że Rumszas teraz się kąpie i nie może wyjść (swoja drogą to ciekaw jestem czy Rumszas wszedł do wanny sam, czy pod przymusem innych domowników zaniepokojonych smrodem w domu). Tak więc musieliśmy jakiś czas pograć sobie sami. Po około godzinie monotonnego ćwiczenia podań rozeszliśmy się do domów. Idę se więc drogą (boisko to oddalone jest od mego domostwa o około pół kilometra) aż tu nagle z tyłu słyszę coraz głośniejszą muzykę. Sądziłem że to jedzie samochód i zszedłem na pobocze. Owym źródłem dźwięków okazał się być jednak Rumszas, spocony jak zwykle jazdą na rowerze. Muzyka ta wydobywała się z dwóch głośników które przyczepił sobie do kierownicy gumką recepturką, oraz przywiązanego do ramy walkmana. Zdziwienie moje było o tyle większe że w momencie spotkania słuchał przeboju Britnej Spirs - "Oops, i did it again". Uznałem że lepiej będzie jak nie wyrażę swego zdania o jego inteligencji i spytałem jak chciał z tym rowerem grać w piłkę. Odparł że się właśnie wykąpał i nie będzie teraz grał w piłkę.

No cóż, od jakiegoś czasu wydaje mi się że jego umysł zaczął się rozwijać. Jedynie istota myśląca wpadnie na to że grając w piłkę można się spocić i ubrudzić. Szkoda tylko że nie wie iż szybka jazda rowerem też męczy i powoduje pocenie się. Ciekawe kiedy znów się umyje : )

13.07.2001

Kumpel poprosił mnie bym pojechał z nim na politechnikę (złożyć papiery czy coś). Spotkanie tam gdzie zwykle (pod ratuszem gminy Bemowo), o 12:30. Planowany środek lokomocji - autobus linii 190. No dobra, pojechałem, poczekałem. Okazało się jednak że ów kumpel wziął ze sobą Rumszasa, który to w odróżnieniu od nas przyjechał rowerem. Namówiliśmy go więc na ściganie się z autobusem. Ten, jako istota uparta o nieprzeciętnej inteligencji, zgodził się. Autobus stał jeszcze na przystanku (nawiasem mówiąc to ciekaw jestem ile grubych bab zmieści się w przegubowym ikarusie) a Rumszas ruszył. Szybko nas wyprzedził i popędził w stronę wiaduktu. Mniej więcej w połowie podjazdu z niewiadomych przyczyn zatrzymał się (najprawdopodobniej debil chciał dać nam fory). No dobra, autobus go dogonił, przegonił, i odsadził na jakieś 200 metrów. W tym momencie to ja będąc na miejscu Rumszasa bym se odpuścił. Kierowca autobusu wyraźnie się śpieszył i szanse na dogonienie nas Rumszas miał marne (zwłaszcza że nasz pojazd przejeżdżał skrzyżowania na zielonym, a Rumszasa zawsze łapało czerwone). Autobus jedzie więc dalej, a my straciliśmy Rumszasa z pola widzenia. Sądziliśmy że skręcił - i mieliśmy rację. Okazało się bowiem że pojechał inną drogą (cholera wie czy krótszą) i nas dogonił. A czerwony był bardziej niż nasz autobus. Przegonił nas natomiast w korku na wysokości Alei Jana Pawła. I znów go z oczu straciliśmy - tyle że teraz to on był przed nami. Tak więc jedziemy dalej, pokładając się (na ile to możliwe w autobusie) ze śmiechu, i dojechaliśmy do placu zamkowego. Wysiadka. No dobra - a gdzie jest Rumszas? W tym momencie zrozumieliśmy że zapomnieliśmy powiedzieć Rumszasowi gdzie ma się zatrzymać. Ciekaw jestem czy ścigał się z tym autobusem do zoo (gdzie mieszkają takie szympansy jak on), czy może aż do pętli w Markach : )

23.07.2001

Jak to coraz częściej w wakacje bywa, ja, mój kumpel i Rumszas wyszliśmy se pojeździć rowerami po Warszawie. Jednak tym razem na trasie naszej wycieczki znalazł się lasek na kole (tych co są spoza Warszawy informuję że to taki mały lasek o powierzchni 1 km2). Pierwszy jechał Rumszas, w środku mój kumpel, a na końcu peletonu ja. Tak więc jeździmy sobie, zbierając po drodze różne rzeczy (ja zbierałem mirabelki do rzucania w Rumszasa, mój kumpel materiał do działu "Rumszas Story" a Rumszas pajęczyny). Po pewnym czasie zorientowaliśmy się że jedziemy w złą stronę. No to zawracamy. Jako że mój kumpel ma słabe hamulce, a Rumszas tylko 86 IQ (debil nie wie że gdy ktoś jedzie tuż za nim z prędkością 20 km/h to nie należy naciskać hamulców do oporu), to doszło do kraksy. Mojemu kumplowi nic się oczywiście nie stało, trochę se tylko pobrudził przednie koło krwią Rumszasa. A Rumszas? Szkoda mówić. W każdym bądź razie udało mu się naprawić rower i pojechaliśmy dalej, w głąb lasu. Tam też zrobiliśmy Rumszasowi mały żarcik symulując że się zgubiliśmy. Zrobiliśmy 3 kółka i spytaliśmy go czy ma może kompas, bo nie wiemy gdzie jesteśmy. Ale on odparł że wie gdzie jest i popędził prosto przed siebie. Nie chciało nam się go gonić i pojechaliśmy prosto do szosy, kierując się stronę naszych domów. Po kilkuset metrach spokojnej, relaksującej jazdy zauważyliśmy Rumszasa wyjeżdżającego z lasu. Z lekkiego odcienia czerwieni na jego twarzy i zapoconej koszulki wywnioskowałem że przejechał spory kawałek. I maiłem rację. Okazało się bowiem że okrążył prawie cały las i wyjechał prosto na nas.

Całe szczęście że się tam nie zgubił. Z drugiej strony nocowanie w lesie nie powinno być problemem dla takiego szympansa jak on : )

28.07.2001

To opowiadanie ma charakter sprostowania, wiec będę się streszczał. Chodzi tu o adres emailowy Rumszasa. W jednym z opowiadań napisałem że go nie posiada. Wtedy była to jeszcze prawda, ale teraz już nie jest. Przyszedł bowiem do mnie pewnego dnia (odziwo nic głupiego wtedy nie zrobił) popatrzyć się jak majstruję przy stronie. A ponieważ rozmowa przypadkiem zeszła na adresy email, to spytałem Rumszasa czy już se jakiś założył. Odparł że tak. No to spytałem jaki. A on na to że nie pamięta, bo jest długi i musiał zapisać go sobie na kartce. Uznałem że lepiej będzie jak tego nie skomentuję.

09.08.2001

Przejechałem się tego dnia do Darmozjada, popracować trochę nad serwisem. Gadamy, skanujemy, przeglądamy witryny www, aż tu nagle dzwoni domofon. Okazało się że to Rumszas nas odwiedził. Wprowadził swój rower, wszedł do pokoju i od razu zauważył że nastawiliśmy telewizję na mecz pucharu UEFA. W prawdzie w lewym górnym rogu ekranu napisane było Polonia 0 : 0 TNS FC, jednak Rumszas dla pewności zapytał kto gra. Odpowiedzieliśmy mu że Polonia z Legią (jakbyśmy powiedzieli prawdę to by zaczął zadawać kolejne głupie pytania). Jako ze Rumszas jest inteligentny (a świstak siedzi...) to zapytał czemu nie ma na ekranie słowa Legia. Musieliśmy go więc przekonać że ktoś popełnił błąd. On w odpowiedzi stwierdził że nie lubi piłki nożnej i woli mecze NHL. No dobra, jak wie cos o NHL to niech się popisze wiedzą - podaj nazwisko Polaka grającego w NHL. Powiedział że o nim słyszał ale nie chce mu się teraz myśleć. No to mała podpowiedź - Czereszewski. A on odparł że wiedział ale nie chciało mu się mówić. Uznaliśmy że nie wie zbyt wiele o NHL i zadaliśmy mu kolejne pytanie - ilu mniej więcej zawodników gra w sumie w NHL - odparł że około sześciu (ja też nie wiem ilu dokładnie ich jest, ale sądząc po ilości drużyn i zawodników w każdej z nich to pewnie ze 20 razy więcej). Daliśmy se więc spokój i wyszliśmy z nim na rowery. Jak tylko znaleźliśmy się na podwórku, zwrócił naszą uwagę na swoje nowe noski (osobom o inteligencji Rumszasa objaśnię że są to uchwyty którymi przyczepia się stopy do pedałów). Gdy spytaliśmy go po co mu noski, to pokazał nam że dzięki nim podskakuje rowerem na 10 cm. Niestety nie posiada już umiejętności wjeżdżania pod krawężnik wyższy niż 15 cm, wjeżdżania na górki o kącie nachylenia większym niż 20o oraz przejeżdżania przez rów głęboki na 20 cm i szeroki na 30 cm. To znaczy umie, ale mu się nie chce.

Rumszas nam nakręca popularność: